Zgodnie z danymi podawanymi przez WHO, w sezonie 2016/17 odnotowano 29 mln przypadków zachorowań na grypę, rok później 45 mln, w sezonie 2018/19 36 mln, w 2019/20 – 38 mln a 2020/21 – jedynie 1 500 przypadków zachorowań na grypę i aż 32 mln przypadki zachorowania na Covid.
Jordan Schachtel, dziennikarz śledczy stawia w swoim Dossier tezę, że grypa nie zniknęła, lecz została po prostu przemianowana na Covid. W czasie pandemii pojawiło się wiele głosów, próbujących wyjaśnić zniknięcie grypy skutecznością polityki lockdownów, dystansu społecznego i powszechnego stosowania masek zakrywających nos i usta. Słabością tego tłumaczenia jest fakt, że te interwencje niefarmaceutyczne nie zatrzymały transmisji wirusa wywołującego Covid-19.
Jednym z powodów „zniknięcia” infekcji grypopochodnych było całkowite wycofanie popularnych w USA testów na grypę - testy te nie były fizycznie dostępne w systemie opieki zdrowotnej, gdyż praktycznie wszyscy producenci testów przestawili się na testy na COVID-19. Według Pharma and Government Health Covid-19 stał się priorytetem, zarówno z perspektywy opieki zdrowotnej, ale przede wszystkim biznesowej - w szczytowym momencie kompleks przemysłu testującego COVID przynosił ponad 100 miliardów dolarów rocznie. Dodatkowo, przed erą Covid, grypa była prawie zawsze diagnozowana na podstawie objawów, a nie testu z wymazu. Objawy COVID są praktycznie identyczne z objawami grypy. W zdecydowanej większości przypadków "grypa" jest tradycyjnie rozumiana jako diagnoza potencjalnych objawów sklasyfikowanych jako "grypopodobne" i w rzeczywistości bardzo niewiele zdiagnozowanych przez lekarzy przypadków "grypy" faktycznie pochodzi od szczepów wirusa grypy. Czy więc COVID to w rzeczywistości grypa, sprzedana z przerażającym brandingiem?
Dr Norman Pieniążek, znany biolog molekularny, który przez 24 lata pracował w Centers for Disease Control (CDC) jako szef laboratorium diagnostyki molekularnej, ekspert w diagnostyce testów, PCR pytany czy możliwe jest, żeby grypa zniknęła podczas pandemii COVID-19 zwraca uwagę, że istnieje ponad 200 wirusów, które wywołują przeziębienia grypopodobne. Szacuje się, że w Stanach Zjednoczonych rocznie występuje około 1 miliard przeziębień, i nie możemy jednoznacznie stwierdzić, kto cierpi na przeziębienie, a kto na grypę. Tak popularny w erze Covid test PCR okazał się zupełnie nieprzydatny w diagnostyce infekcji dróg oddechowych z kilku powodów.
Podstawowym problemem jest wiarygodność próbek diagnostycznych. Próbki śluzu, pobrane z głębokich nozdrzy (wymaz z nosa), gardła (wymaz z jamy ustno-gardłowej) i nosogardzieli (wymaz z nosogardzieli), w istocie testują ludzki „filtr powietrza”. Kanały nosowe mają grzbiety, które powodują zawirowanie powietrza, podobnie jak to dzieje się w odkurzaczu Dyson. Przewody nosowe i całe drogi oddechowe są wyściełane śluzem, który zatrzymuje wirusy, bakterie, pyłki, zarodniki grzybów i kurz. Ta warstwa z uwięzionymi cząsteczkami jest przenoszona przez komórki rzęskowe z dróg oddechowych. Gdy śluz jest badany metodą PCR, wykrycie części wirusa w filtrze powietrza nie oznacza, że wirus ten spowodował infekcję. Przy okazji na temat wiarygodności testów PCR, dr Pieniązek powiedział, że testy te nigdy nie były uważane za złoty standard diagnostyki wirusów, zakażających układ oddechowy. Tym standardem były kultury tkankowe wykazujące, że znalezione wirusy były żywe i zdolne do infekcji ludzkich komórek. Co więcej, wiele publikacji z najlepszych ośrodków wykazywało, że nie można do testów PCR na obecność wirusów wykorzystywać wymazów z nosogardła czy głębokiego gardła. Wynik testu PCR z takich wymazów bardziej odzwierciedla jakość powietrza, którym oddychamy a nie przyczynę infekcji. To dlatego, że technika PCR jest tak czuła, że można wykryć kilka fragmentów materiału genetycznego wirusa, które zupełnie przypadkowo przyczepiły się do śluzu, wyściełającego nasz filtr powietrza, czyli zatoki górnych dróg oddechowych, nie mając nic wspólnego z przyczyną infekcji układu oddechowego, czego dowodziły prace zespołów CDC opisujące projekt EPIC, opublikowane w 2015 roku. Innym problemem jest duża liczba możliwych przyczyn infekcji górnych dróg oddechowych - przy ponad 200 wirusach, które mogą wywołać chorobę, badanie wszystkich jest niewykonalne na dużą skalę - diagnostyka molekularna infekcji wirusowych robiona jest wyłącznie w bardzo nielicznych projektach ściśle naukowych. W takich badaniach nikt nie liczy się z kosztami a pacjenci, rozumiejąc wagę problemu, zgadzają się na pobieranie próbek, w sposób, który jest dla pacjentów dokuczliwy - takich, jak płukanie oskrzelowe czy pęcherzykowe.
CDC opracowało system monitorowania przeziębień w populacji USA, który monitoruje wizyty związane z chorobami układu oddechowego, w tym gorączkę, kaszel lub bólem gardła. Takie wizyty są klasyfikowane jako choroby grypopodobne, i warto pamiętać, że to oznaczenie nie oznacza grypy potwierdzonej laboratoryjnie lecz obejmuje wizyty pacjentów z powodu wszystkich patogenów układu oddechowego, które powodują podobne objawy. Oprócz tego systemu CDC gromadzi dane dotyczące potwierdzonych przypadków grypy; jednak tylko około 1% badanych próbek jest zwykle pozytywnych. Tak naprawdę nikt nie wie, ile przypadków grypy występuje rocznie w Stanach Zjednoczonych. Zgłoszona liczba infekcji grypopodobnych może być tylko wierzchołkiem góry lodowej. W latach przed fałszywą pandemią, nawet ci przeziębieni, którzy mieli wysoką gorączkę i nie czuli się najlepiej, nie wzywali lekarza i nie szli na ostry dyżur do szpitala – nikt nie wzywał karetki z powodu infekcji grypopodobnej. Tylko te osoby, które na skutek silnego przeziębienia miały kłopoty z oddychaniem, a także zatroskani rodzice mocno przeziębionych dzieci szukali pomocy u lekarzy czy w szpitalu. Lekarze osłuchiwali pacjentów i, jeśli uznali to za konieczne, kierowali pacjentów na prześwietlenia, a nawet na tomografię komputerową. Robili to po to, aby po stwierdzeniu możliwości bakteryjnego zapalenia oskrzeli czy płuc podać odpowiedni antybiotyk.
Wraz z pojawieniem się wirusa Wuhan w styczniu 2020 r. zapomniano o wszystkich lekcjach z poprzednich sezonów. Ludzie zostali zmuszeni do poddania się testom, nawet jeśli nie wykazywali żadnych objawów. Pomimo licznych dowodów przeciwnych, PCR wykonany z wymazów został nagle zareklamowany jako złoty standard w diagnostyce infekcji układu oddechowego. Wspomniane badanie EPIC dowiodło, że wśród hospitalizowanych pacjentów z zapaleniem płuc zdiagnozowanych na podstawie klasycznego zdjęcia rentgenowskiego lub tomografii komputerowej, przyczyny infekcji (etiologii) nie można było ustalić w 62% przypadków. Jak to możliwe, że podczas pandemii w USA odnotowano 107 201 630 zakażeń COVID i 1 166 899 zgonów z powodu COVID i zupełnie brak infekcji innymi wirusami? Gdzie są statystyki dotyczące przypadków o nieznanej etiologii? Odpowiedź jest prosta. Wyniki testów PCR tylko dla jednego wirusa nie mają żadnej wartości naukowej. To oszustwo, które powinno być oczywiste dla każdego, kto jest biegły w diagnozowaniu infekcji dróg oddechowych.
Jak mogło do tego oszustwa dojść? Dr Norman Pieniążek wyjaśnia: „Kiedy w styczniu roku 2020 nowy koronawirus wykryty w mieście Wuhan w Chinach został nazwany SARS-CoV-2, na całym świecie zapanowała panika. Przecież SARS (Severe Acute Respiratory Syndrome) czyli Ciężki Ostry Zespół Oddechowy to choroba wywołana przez wirus SARS-CoV-1, która w latach 2002-2004 miała współczynnik śmiertelności aż 11% . W ciągu następnych kilku miesięcy 2020 roku histeria w mediach sięgnęła zenitu powodując, że wiele osób bało się wyjść z domu. Pokazywane na okrągło obrazy grobów, trumien i hiobowych wieści przekonały nawet specjalistów od zdrowia publicznego, że mamy do czynienia z największym wyzwaniem pandemicznym od czasów grypy hiszpanki z roku 1918. Jak się później okazało, wiele z tych pandemicznych obrazów z roku 2020 było oszustwem - trumny we włoskim kościele to sfilmowane kilka lat wcześniej ofiary zatonięcia statku przewożącego nielegalnych emigrantów; wojskowe ciężarówki przewożące trumny w Bergamo pełniły rolę karawanów w zastępstwie zamkniętych przez lockdown zakładów pogrzebowych, a zdjęcia przepełnionych szpitali w Nowym Jorku, okazały się szpitalami z Wielkiej Brytanii, które zawsze mają łóżka z pacjentami na korytarzach o okresie grypowym.
Ale nawet po początkowej panice uważnym badaczom doniesień prasowych nie mógł umknąć przypadek wycieczkowca Diamond Princess. Statek ten wypłynął z Jokohamy 20 stycznia 2020 roku na rejs po portach południowo-wschodniej Azji mając na pokładzie 2666 pasażerów i 1045 członków załogi. Na statku znalazł się tak zwany pacjent zero, który 10 stycznia przebywał w mieście Wuhan, gdzie jak się wydaje rozpoczęła się pandemia nowego koronawirusa. Podróżując przez Hongkong doleciał do Tokio 17 stycznia. Zaczął silnie kaszleć 19 stycznia, ale pomimo tego, zaokrętował się na wycieczkowiec. Jednak, gdy poczuł się bardzo źle, opuścił go w Hongkongu w dniu 25 stycznia. Pozostali pasażerowie zwiedzili Tajpej, gdzie, jak wyliczono, mieli 627 386 kontakty z mieszkańcami Taiwanu. Dopiero 3 lutego lekarze z Hongkongu zawiadomili armatora, że pacjent zero był zarażony wirusem SARS-CoV-2. Statek skierowano więc na redę portu w Jokohamie, a Ministerstwo Zdrowia Japonii rozpoczęło testowanie. Każdy, kto pamiętał epidemię wirusa SARS-1, przewidywał, że na pokładzie tego wycieczkowca może umrzeć nawet kilkaset osób i to z każdej grupy wiekowej. Tak to rozumiał znany japoński mikrobiolog i specjalista od chorób infekcyjnych dr Kentaro Iwata, który nagrał dramatyczne wezwanie do natychmiastowego podjęcia ratunku dla osób, stłoczonych na pokładzie wycieczkowca, oskarżając japońskie Ministerstwo Zdrowia o niekompetencję. Jak można sobie wyobrazić, dr Iwata był z pewnością bardzo pozytywnie zaskoczony, że zmarło tylko 8 osób w podeszłym wieku, mających dodatkowo wiele chorób współistniejących. Nikt z załogi nawet nie miał kataru. Dla wielu osób stało się jasne, że cała histeria z pandemią straszliwego koronawirusa nie ma żadnych racjonalnych podstaw. Ciekawostką może być to, że osiemdziesięcioletni pacjent zero nie zaraził nikogo podczas lotu z Hongkongu do Tokio, a potem do Jokohamy. Nie zaraził nikogo w hotelu, pomimo tego, że silnie kaszlał. Po zejściu na ląd w Hongkongu, przebywał kilka dni w szpitalu, po czym wyzdrowiał i wrócił do domu. Z analizy danych na wycieczkowcu Diamond Princess można więc było wyciągnąć wniosek, że wirus z Wuhan nie powinien nazywać się SARS, bo nie jest groźnym tak groźny jak SARS-1 wirusem powodującym śmiertelną chorobę ciężkiego ostrego zespołu oddechowego, ale raczej przypomina jednego ze znanych od dawna ludzkich koronawirusów powodujących przeziębienie. Niestety, większość epidemiologów i specjalistów ds. zdrowia publicznego nie wyciągnęło żadnych wniosków z doświadczenia dr Kentaro Iwaty i rozpoczęła całą serię działań, mających ograniczyć zasięg pandemii. Jak się wydaje, poza głównymi epidemiologami Szwecji i Japonii, nikt z nich nie zaznajomił się z prowadzonymi od 1918 roku badaniami dotyczącymi środków mogących zahamować rozprzestrzenianie się grypy. Klasyczna praca, podsumowująca próby ograniczenia rozprzestrzeniania się pandemicznej grypy została napisana przez zmarłego w roku 2016, bardzo znanego specjalistę od epidemiologii, chorób infekcyjnych, wakcynologii i bioterroryzmu dr Donalda A Hendersona - „Środki ograniczające zachorowania w walce z pandemią grypy” opublikowana w kwartalniku Bezpieczeństwo Biologiczne i Bioterroryzm. Niestety, nikt z uczniów zmarłego Hendersona nie był proszony o wyrażenie opinii na temat pandemicznych prognoz i ograniczeń wprowadzanych globalnie przez fizyków i matematyków dominujących ośrodki prognoz epidemicznych. Warto przypomnieć, że Polsce taki zespół prognoz na Uniwersytecie Warszawskim był kierowany przez geografa dr Anetę Afelt (sic!). Zespoły prognoz (np. dr Neila Fergusona z Imperial College w Wielkiej Brytanii, zespołu w Institute for Health Metrics and Evaluation w Seattle w Stanach Zjednoczonych czy Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego na Uniwersytecie Warszawskim kierowanym przez geografa dr Anetę Afelt) zajmowały się wyliczaniem podstawowych parametrów epidemiologicznych, takich jak Podstawowa Liczba Odtwarzania znanej jako R0 i IFR, czyli Wskaźnik Śmiertelności Infekcji przyjmując jako punkt wyjścia do modelowania wyliczenia zakażeń wirusem SARS-CoV-2 i zgonów na COVID-19, podawanych przez strony jak worldometers.info. Dane te są jednak zupełnie niewiarygodne. Jak wynika z dokumentu Conference of State and Territorial Epidemiologists (CSTE), organu doradczego CDC z dnia 9 kwietnia 2020 roku, w którym zdefiniowano pojęcie przypadku choroby COVID-19, podstawą diagnozy powinien być obraz kliniczny pacjenta, zaś testy PCR na obecność materiału genetycznego wirusa SARS-CoV-2 mogą mieć jedynie zastosowanie do celów monitoringu, a nie do określenia stanu zdrowia testowanego. Co więcej, w instrukcji do panelu diagnostycznego na wirusa SARS-CoV-2, złożonego do 4.02.2020 roku FDA przez CDC, zawarte są dwa ważne ostrzeżenia - (1) „Wykrycie wirusowego RNA może nie wskazywać na obecność wirusa zakaźnego lub że 2019-nCoV jest czynnikiem wywołującym objawy kliniczne”, i (2) „Ten test nie może wykluczyć chorób wywołanych przez inne patogeny bakteryjne lub wirusowe”. Modele komputerowe są tak dobre, jak dane, którymi są karmione – wkładając dane „śmieciowe” uzyskamy „śmieciowe” wyniki (zasada GIGO - garbage in, garbage out).
Dr Pieniążek zauważa, że z perspektywy czasu, po upływie 3 lat od wybuchu pandemii, wprowadzania różnych ograniczeń, izolacji, zamykania szkół i biznesów można się teraz śmiać z tych, którzy uważali bez żadnych podstaw naukowych i odniesień do przeszłości, że wystarczy kraj zamknąć na dwa tygodnie, aby „spłaszczyć krzywą”: „spłaszczono poziom życia tych, którzy nie pracowali na państwowych posadach. Spłaszczono życiowe szanse dzieci, dla których możliwości zdobycia wykształcenia porównywalnego z poprzednimi pokoleniami spadły do zera. Masowe odkażanie powierzchni, aby uchronić się przed wirusem, który infekuje w postaci aerosolu podważyły wiarę w wiedzę i inteligencję utytułowanych ekspertów promujących takie bzdury. Wyrzucenie miliardów na testy, które niczego nie dowodzą jest trudną do ogarnięcia głupotą, bądź mocną poszlaką na korupcję wśród ekspertów”. Dr Pieniążek stawia także inne, poważne zarzuty w stosunku zarządzających naszym zdrowiem: „Nie do pojęcia są także wręcz mafijne próby niedopuszczenia do stosowania tanich i bezpiecznych leków, które mogłyby pomóc osobom cierpiącym z powodu przeziębienia, kwalifikowanych przez ekspertów jako zarażonych wirusem SARS-CoV-2 i stanowiącym zagrożenie dla otoczenia. Leki te to hydroksychlorochina, iwermektyna i amantadyna. Każdy z tych leków był stosowany przez dziesiątki lat przez setki milionów, jeśli nie miliardy ludzi na całym świecie: „Ku mojemu zdumieniu, na pewno podzielanym przez wielu znawców tych leków, w maju 2020 roku ukazały się w czołowych czasopismach medycznych Lancet i New England Journal of Medicine dwie prace ostrzegające, że hydroksychlorochina powoduje trwałe uszkodzenie serca. Prace te musiały być recenzowane przed publikacją, więc jest dziwne, że w ogóle zostały opublikowane. Być może po to, aby poprzeć decyzję amerykańskiej Agencji Kontroli Żywności i Leków z kwietnia 2020 roku, zakazującą używania hydroksychlorochiny do leczenia choroby COVID-19, wywoływanej przez wirusa SARS-CoV-2 dla osób niehospitalizowanych. Trudno powstrzymać się przed oskarżeniem świata nauki i FDA o działania typu mafijnego, skoro w styczniu 2021 roku, siedem miesięcy po wycofaniu kuriozalnych prac o szkodliwości hydroksychlorochiny prace te były nadal cytowane. O „mafijności” tych działań świadczy jeszcze jeden znamienny fakt. Otóż z głównych wersji językowych Wikipedii „wyparował” odnośnik do pracy moich dobrych znajomych z CDC, którzy w 2005 roku opublikowali wyniki badań nad możliwym zastosowaniem chlorochiny do leczenia zakażeń przez wirusa SARS. Oczywiście, były to tylko wyniki otrzymane w hodowlach tkankowych, ale „mafia” wygumkowała wszelkie odniesienia do tego artykułu w odpowiednich hasłach w Wikipedii. Z amantadyną „eksperci” od COVIDu też rozprawili się bardzo szybko tłumacząc, że ten lek nie ma żadnej aktywności antywirusowej. Znając prawdomówność, a raczej patologiczny jej brak u ekspertów, poszukałem zaleceń CDC. I oczywiście, eksperci jak zwykle wykazywali się celowym vel „mafijnym” mówieniem nieprawdy, bo CDC pisze, że amantadyna i kilka pokrewnych leków posiadają autoryzację do leczenia przeziębień. Podane są też zalecenia dawkowania dla różnych grup wiekowych pacjentów”.
Źródła:
https://www.nejm.org/doi/full/10.1056/NEJMoa1500245
https://www.nejm.org/doi/full/10.1056/NEJMoa1405870
https://en.wikipedia.org/wiki/Respiratory_syncytial_virus_vaccine
https://en.wikipedia.org/wiki/Rhinovirus#Vaccine
https://www.cochranelibrary.com/cdsr/doi/10.1002/14651858.CD001269.pub6/full
https://en.wikipedia.org/wiki/SARS
https://en.wikipedia.org/wiki/COVID-19_pandemic_on_Diamond_Princess
https://en.wikipedia.org/wiki/2002%E2%80%932004_SARS_outbreak
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/17238820/
https://pl.wikipedia.org/wiki/Podstawowa_liczba_odtwarzania
https://pl.wikipedia.org/wiki/COVID-19#%C5%9Amiertelno%C5%9B%C4%87
https://cdn.ymaws.com/www.cste.org/resource/resmgr/2020ps/Interim-20-ID-01_COVID-19.pdf
https://www.fda.gov/media/134922/download
https://www.nejm.org/doi/pdf/10.1056/NEJMoa2007621
https://www.thelancet.com/action/showPdf?pii=S0140-6736%2820%2931180-6
https://www.science.org/doi/10.1126/science.371.6527.331
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/16115318/
https://www.aafp.org/pubs/afp/issues/2002/0901/p894.html
https://www.cdc.gov/mmwr/preview/mmwrhtml/rr5103a1.htm
https://www.nih.gov/news-events/nih-research-matters/understanding-common-cold-virus/
https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC5378048/
https://www.nejm.org/doi/full/10.1056/NEJMoa1500245
https://medlineplus.gov/lab-tests/bronchoscopy-and-bronchoalveolar-lavage-bal
https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/11741166/
https://gis.cdc.gov/grasp/fluview/main.html