Google - cz. 3
"Dlaczego Google stanowi poważne zagrożenie dla demokracji i jak je zlikwidować" - zeznanie złożone przez dr Roberta Epsteina przed senacką Podkomisją ds. Konstytucji Stanów Zjednoczonych, w 2019 r.
“Nazywam się dr Robert Epstein, jestem dumnym ojcem pięciorga dzieci, mieszkam w Kalifornii i pracuję jako starszy psycholog badawczy w Amerykańskim Instytucie Badań Behawioralnych i Technologii. Kocham Amerykę i demokrację, ale nie jestem konserwatystą. Przez całe moje dorosłe życie byłem centro-lewicowy. Za chwilę zrozumieją Państwo, dlaczego ten fakt jest istotny dla mojego zeznania.
Jestem tu dzisiaj z trzech powodów: aby wyjaśnić, dlaczego Google stanowi poważne zagrożenie dla demokracji i ludzkiej autonomii, aby wyjaśnić, jak pasywne systemy monitorowania mogą nas chronić zarówno teraz, jak i w przyszłości przed firmami takimi jak Google, oraz aby powiedzieć, jak Kongres może natychmiast zakończyć światowy monopol Google na wyszukiwanie. Mój plan zakończenia tego monopolu został opublikowany przez Bloomberg Businessweek. Załączam kopię artykułu do mojego zeznania i uprzejmie proszę, aby został on wpisany do protokołu.
Jestem psychologiem badawczym od prawie 40 lat, a także pracowałem na różnych stanowiskach redakcyjnych w magazynie Psychology Today i Scientific American MIND. Otrzymałem tytuł doktora na Uniwersytecie Harvarda w 1981 roku i od tego czasu opublikowałem 15 książek i ponad 300 artykułów naukowych i popularnonaukowych na temat sztucznej inteligencji i podobnych tematów. Od 2012 roku niektóre z moich badań i tekstów koncentrują się na Google LLC, a konkretnie na zdolności firmy do tłumienia, a raczej cenzurowania treści, jak również na masowej inwigilacji, którą firma prowadzi, a także na bezprecedensowej zdolności firmy do manipulowania myślami i zachowaniem ponad 2,5 miliarda ludzi na całym świecie.
Dane, które zebrałem od 2016 roku pokazują, że Google wyświetla amerykańskiej opinii publicznej treści, które są stronnicze na korzyść jednej partii politycznej (Epstein & Williams, 2019) - partii, której zresztą jestem zwolennikiem, co jest jednak w tym przypadku nieistotne - żadna prywatna firma nie powinna mieć ani prawa, ani władzy do manipulowania dużymi populacjami bez ich wiedzy.
Publikowałem artykuły na temat moich badań nad Google zarówno w magazynach naukowych, jak i w mediach mainstreamowych: na przykład w magazynie TIME, U.S. News & World Report, USA Today, Dissent, The Hill i Huffington Post, ale także w The Daily Caller, a nawet w rosyjskim Sputnik News.
Docieram do różnych grup odbiorców, ponieważ zagrożenia stwarzane przez Google i, w mniejszym stopniu, przez Facebooka, są tak poważne, że uważam, iż każdy na świecie powinien o nich wiedzieć. Odkładam na bok własne sympatie polityczne, kiedy przekazuję swoje dane i obawy, ponieważ problemy, jakie stwarzają te firmy, przyćmiewają osobistą politykę. Mówiąc inaczej, kocham ludzkość, mój kraj i demokrację bardziej niż jakąkolwiek konkretną partię czy kandydata. A demokracja w pierwotnej formie nie przetrwa jeśli Big Tech pozostanie w obecnym kształcie.
Gdybyście państwo przeanalizowali dane, które gromadziłem przez ostatnie 6 i pół roku, każdy z was odłożyłby na bok sympatie partyjne i zaczął współpracować, w celu zapanowania nad niespotykaną władzą, jaką posiadają Google i Facebook.
Oto pięć niepokojących wniosków z moich badań, prowadzonych w zgodzie z najwyższymi standardami naukowymi:
1. Nieobiektywne wyniki wyszukiwania generowane przez algorytm wyszukiwarki Google w 2016 roku prawdopodobnie wpłynęły na niezdecydowanych wyborców w sposób, który dał co najmniej 2,6 miliona głosów Hillary Clinton (którą zresztą popierałem). Wiem to, ponieważ zachowałem ponad 13,000 związanych z wyborami wyszukiwań przeprowadzonych, przez zróżnicowaną grupę Amerykanów, w Google, Bing i Yahoo w tygodniach poprzedzających wybory, a wyniki wyszukiwania Google - które dominują w wyszukiwarkach w USA i na świecie - były znacząco przeważone na korzyść sekretarz Clinton na wszystkich 10 pozycjach na pierwszej stronie wyników wyszukiwania zarówno w niebieskich, jak i czerwonych stanach.
Znam liczbę głosów, które uległy zmianie, ponieważ przeprowadziłem dziesiątki kontrolowanych eksperymentów w Stanach Zjednoczonych i innych krajach, które dokładnie mierzą, jak zmieniają się opinie i głosy, gdy wyniki wyszukiwania faworyzują jednego kandydata, sprawę lub firmę. Nazywam tę zmianę "SEME" - Efekt Manipulacji w Wyszukiwarkach. Moja pierwsza praca naukowa na temat SEME została opublikowana w Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) w 2015 roku (https://is.gd/p0li8V) (Epstein & Robertson, 2015a) i od tego czasu została udostępniona lub pobrana ze strony internetowej PNAS ponad 200 000 razy. SEME został również zreplikowany przez zespół badawczy w jednym z Instytutów Maxa Plancka w Niemczech.
SEME jest jedną z najpotężniejszych form wpływu, jakie kiedykolwiek odkryto w naukach behawioralnych, a jest ona szczególnie niebezpieczna, ponieważ jest niewidoczna dla ludzi - "podprogowa" w efekcie. Pozostawia ludzi w przekonaniu, że sami podjęli decyzję, co jest złudzeniem. Nie pozostawia też żadnego śladu na papierze, który władze mogłyby prześledzić. Co gorsza, bardzo niewiele osób, które potrafią wykryć stronniczość w wynikach wyszukiwania, przesuwa się jeszcze dalej w kierunku stronniczości, więc sama możliwość zobaczenia stronniczości nie chroni przed nią. Podsumowując: tendencyjne wyniki wyszukiwania mogą z łatwością spowodować zmiany w opiniach i preferencjach wyborczych niezdecydowanych wyborców o 20 procent lub więcej - do 80 procent w niektórych grupach demograficznych.
Należy przy tym pamiętać, że wszystkie wyniki wyszukiwania Google są w pewnym sensie stronnicze. W algorytm Google nie są wbudowane zasady równego czasu. Zawsze stawia on jeden widget przed innym - i jednego kandydata przed innym.
SEME jest przykładem "efemerycznego doświadczenia", a to wyrażenie można znaleźć w wewnętrznych mailach, które wyciekły ostatnio z Google. Rosnąca liczba dowodów sugeruje, że pracownicy Google celowo tworzą efemeryczne doświadczenia, aby zmienić sposób myślenia ludzi. (Szczegółowe informacje na temat metodologii stosowanej w eksperymentach SEME można znaleźć w dodatku na końcu tego zeznania).
Od 2013 roku odkryłem około tuzina efektów podprogowych takich jak SEME, a obecnie badam i kwantyfikuję siedem z nich (https://is.gd/DbIhZw - Epstein, 2018i).
2. W dniu wyborów w 2018 roku przypomnienie "Go Vote", które Google wyświetliło na swojej stronie głównej, dało jednej partii politycznej od 800 000 do 4,6 miliona głosów więcej niż drugiej partii. Te liczby mogą wydawać się niewiarygondne, ale opublikowałem swoją analizę w styczniu 2019 roku (https://is.gd/WCdslm - Epstein, 2019a) i jest ona dość ostrożna. Sądzę, że analitycy danych Google przed publikacją podpowiedzi wykonali podobne do moich obliczenia. Innymi słowy, podpowiedź Google "Go Vote" nie była usługą publiczną; była to manipulacja głosami.
3. W tygodniach poprzedzających wybory w 2018 r. stronniczość w wynikach wyszukiwania Google mogła przesunąć nawet 78,2 mln głosów na kandydatów jednej partii politycznej (rozłożonych na setki lokalnych i regionalnych punktów wyborczych). Liczba ta opiera się na danych przechwyconych przez mój system monitorujący z 2018, który zachował więcej niż 47,000 związanych z wyborami wyszukiwania w Google, Bing i Yahoo, wraz z prawie 400 000 stron internetowych, do których prowadziły wyniki wyszukiwania. W wynikach wyszukiwaniach Google po raz kolejny było widać silną stronniczość polityczną faworyzującą jedną partię (Epstein & Williams, 2019).
4. Moje ostatnie badania wykazują, że sugestie wyszukiwania "autouzupełniania" Google mogą zmienić podział 50/50 wśród niezdecydowanych wyborców w podział 90/10 bez świadomości ludzi (http://bit.ly/2EcYnYI) (Epstein, Mohr, & Martinez, 2018). Rosnąca liczba dowodów sugeruje, że Google manipuluje myśleniem i zachowaniem ludzi już od pierwszego znaku wpisanego w pole wyszukiwania.
5. Google prawdopodobnie wpływa na wyniki ponad 25 procent wyborów krajowych na całym świecie od co najmniej 2015 roku. Dzieje się tak, gdyż wiele wyborów jest bardzo wyrównanych, a technologie perswazyjne Google są bardzo skuteczne. (Epstein & Robertson, 2015a).
Powyższe efekty w niczym nie przypominają reklam umieszczanych przez Rosjan czy fake newsów. Rosyjska ingerencja, choć niepokojąca i niedopuszczalna, nie wpływa moim zdaniem na zmianę wielu głosów (Epstein, 2017d, 2018a). Reklamy i wiadomości są konkurujące i widoczne, jak billboardy. Efekty efemeryczne, które badam, są niewidoczne i nie mają charakteru konkurencyjności. Są one całkowicie kontrolowane przez firmy Big Tech i nie ma sposobu, aby im przeciwdziałać.
Pisałem również o swoich badaniach dotyczących masowych operacji inwigilacyjnych Google'a - o których większość ludzi nie ma bladego pojęcia - oraz o wszechobecnym i nieprzewidywalnym wzorcu cenzury Google'a, ale czas nie pozwala mi dziś omówić mojej pracy w tych obszarach. W kwestii cenzury odsyłam członków Komitetu do raportu z 2016 roku, który opublikowałem w U.S. News & World Report, zatytułowanego "The New Censorship" (http://bit.ly/28PgBmW) (Epstein, 2016d), w którym opisałem dziewięć różnych czarnych list, które służą firmie Google do tłumienia informacji na całym świecie. Wszyscy jesteśmy świadomi, że Google usuwa lub blokuje dostęp do filmów na YouTube, którego jest właścicielem, ale niewiele osób zdaje sobie sprawę, że Google także blokuje dostęp do milionów stron internetowych. 31 stycznia 2009 roku Google zablokował dostęp do praktycznie całego Internetu na 40 minut.
Czasami cenzurowane są nie tylko treści konserwatywne (Epstein, 2018h), zdarza się, że Google cenzuruje również treści progresywne i socjalistyczne. Problem z Google nie polega na tym, że cenzuruje on konserwatystów; problem polega na tym, że uzurpuje sobie władzę określania, jakie treści miliardy ludzi na całym świecie mogą zobaczyć lub nie. Żaden pojedynczy podmiot - zwłaszcza prywatna firma, która nie jest odpowiedzialna przed społeczeństwem - nie powinien mieć takiej władzy (Epstein, 2016d).
Wiem, jak zatrzymać firmy Big Tech, a to prowadzi moje zeznanie wreszcie do systemów monitorowania i propozycji, którą wczoraj opublikowałem.
W 2015 roku telefon od Jima Hooda, prokuratora generalnego Mississippi, skłonił mnie do rozpoczęcia trwającego lata projektu, w ramach którego nauczyłem się monitorować to, co firmy Big Tech pokazują użytkownikom. Na początku 2016 r. uruchomiłem pierwszy system monitorowania na dużą skalę, w typie badań firmy Neilsen, który pozwolił mojemu zespołowi zaglądać ludziom „przez ramię” i za zgodą użytkowników przechwytywać wyniki wyszukiwania, które widzieli na ekranach swoich komputerów, zanim te wyniki zniknęły (Epstein, 2018d). Z powodzeniem wdrożyłem takie systemy w 2016 i 2018 roku, a teraz zbieram fundusze na budowę znacznie większego i bardziej wszechstronnego systemu na rok 2020 - takiego, który pozwoli nam złapać firmy Big Tech na gorącym uczynku – tak, żebyśmy mogli zauważyć, kiedy Google pokazuje politycznie stronnicze wyniki wyszukiwania, Twitter usuwa tweety wysyłane przez prezydenta, a Facebook wysyła przypomnienia "Zarejestruj się, aby głosować" tylko do członków jednej partii.
System monitorowania musi być zbudowany tak, aby śledzić Big Tech w 2020 roku, ponieważ jeśli wszystkie te firmy poprą tego samego kandydata - co jest to prawdopodobne - będą w stanie przesunąć nawet 15 milionów głosów na tego kandydata bez niczyjej wiedzy i bez pozostawiania śladów na papierze.
Pozwolenie firmom Big Tech na niewidoczną manipulację na taką skalę oznaczałoby rezygnację z wolnych i uczciwych wyborów, kamienia węgielnego demokracji. Uczyniłoby to demokrację bez znaczenia, nawet jeśli wybrany przez ciebie kandydat zwyciężył.
Należy zbudować ogólnoświatową sieć pasywnych systemów monitorujących, aby chronić ludzkość i demokrację przed manipulacjami ze strony dzisiejszego Google i Googli jutra. Tylko technologia może walczyć z technologią; prawa i regulacje nigdy nie nadążą (Epstein, 2018d).
Nie dalej jak wczoraj opublikowałem artykuł wyjaśniający, jak Kongres może szybko zakończyć światowy monopol Google na wyszukiwanie (Epstein, 2019d). Rozwiązanie problemu Google'a to ogłoszenie, że ogromny indeks wyszukiwania Google - baza danych, którą firma wykorzystuje do generowania wyników wyszukiwania - jest domeną publiczną, dostępną dla wszystkich, tak jak w 1956 roku dekret o zgodzie zmusił AT&T do udostępnienia wszystkich swoich patentów. Istnieje precedens zarówno w prawie, jak i we własnych praktykach biznesowych Google, który uzasadnia podjęcie tego kroku.
Uznanie indeksu Google'a za dobro wspólne szybko doprowadzi do powstania tysięcy platform wyszukiwania takich jak Google.com, z których każda będzie konkurować z Google'em, każda będzie dostarczać doskonałe wyniki wyszukiwania, każda będzie służyć niszowej publiczności, dużej i małej, dokładnie tak, jak robią to teraz gazety, sieci telewizyjne i strony internetowe. Wyszukiwarka stanie się konkurencyjna, tak jak to było w pierwszych latach jej istnienia, a demokracja będzie chroniona przed tajemniczymi machinacjami Google.
W swoim słynnym przemówieniu w styczniu 1961 r. prezydent Eisenhower ostrzegał przed możliwym powstaniem "technologicznej elity", która mogłaby kontrolować politykę publiczną bez świadomości ludzi (Epstein, 2016a, 2018c). Ta elita teraz istnieje i ma więcej władzy, niż myślimy. To od Kongresu zależy, którą drogą pójdziemy.
Panie przewodniczący Cruz, pani poseł Hirono, członkowie Komisji, dziękuję za możliwość złożenia zeznań. Z niecierpliwością czekam na państwa pytania.“
"Panie Mariuszu - jak można Pana wesprzeć?" - zadał mi pytanie jeden z moich subskrybentów. Blog na Substacku jest to hobby czasochłonne, ale nie planowałem tej działalności, jako źródła dodatkowego dochodu (do tej pory mam jednego płatnego subskrybenta ochotnika). Ale jeśli ktokolwiek uważa, że warto udzielić mi wsparcie finansowe - to poniższa zrzutka daje taką możliwość. Za każdą wpłatę - serdecznie dziękuję :)
Źródło:
https://www.c-span.org/video/?c4814284/user-clip-testimony-dr-robert-epstein