Lockdown Files
2,3 miliona wiadomości na WhatsApp pokazuje jak wyglądał brytyjski proces decyzyjny w sprawie obostrzeń w czasie pandemii. Czy podobnie było w Polsce?
The Daily Telegraph opublikował ujawnione przez dziennikarkę Isabel Oakeshott prywatne wiadomości WhatsApp byłego Sekretarza Zdrowia Matta Hancocka. Pokazują one szczegółowo, jak wyglądał „proces decyzyjny” rządu brytyjskiego związany z wprowadzaniem obostrzeń w okresie pandemii COVID. Isabel Oakeshott otrzymała dostęp do wiadomości bezpośrednio od Pana Hancocka, podczas gdy pisała dla niego książkę.
Po opublikowaniu przez Daily Telegraph niektórych wiadomości, media głównego nurtu zamiast skupić się na meritum sprawy, rozpoczęły kuriozalną nagonkę na dziennikarkę, zarzucając jej, że ujawniając skandal złamała jakąś niepisaną zasadę mediów. Isabel Oakeshott: „mam głębokie przekonanie, że reakcja na pandemię była katastrofą, że miliony ludzi nadal bardzo cierpią w wyniku błędnych decyzji. Biorąc to wszystko pod uwagę, podjęłam decyzję, że w interesie publicznym leży ujawnienie tej informacji. Nie żałuję tego. Zapłaciłam za to cenę ale byłam na to gotowa”. Według Isabel Oakeshott reakcja na publikację była spolaryzowana w zależności od tego, po której stronie podziału plasowały się dane media, jeśli chodzi o reakcję na pandemię. Te media, które były sceptyczne wobec reakcji rządu na pandemię, były absolutnie zachwycone, ponieważ te informacje potwierdzały ich podejrzenia tego, co działo się za kulisami, i o czym informowali opinię publiczną. Dziennikarze przekonani, że jedynym sposobem reakcji na zagrożenie ze strony wirusa było zamknięcie społeczeństwa, i to wielokrotnie na bardzo długie okresy, mają bardzo duży interes w tym, aby nadal twierdzić, że mieli rację i te wiadomości nie wnoszą nam nic nowego. Innymi słowy, media pod pewnymi względami są częścią tego interesu. Problem w tym, że tego nie da się obronić. Rzeczywistość jest taka, że dziennikarze nie rozliczali rządu z tych nadzwyczajnych decyzji, które były podejmowane i które nadal mają wpływ na życie milionów ludzi. Dziennikarze i lobby polityczne współuczestniczyło w nakłanianiu rządu do podejmowania coraz ostrzejszych działań. Rząd wydawał się być uwięziony w swoistej pętli decyzyjnej, w której najpierw straszył ludzi, następnie badał ich opinię, aby sprawdzić, czy środki, które przedstawiał jako "chroniące" ludność, są popularne. I kiedy okazywało się, że tak, te środki były popularne, ponieważ ludzie byli przerażeni, a co za tym idzie, wzrosły aprobata opinii publicznej, powstawało swoiste, stale wzmacniające się koło. Wszyscy pamiętamy te konferencje prasowe. Były one transmitowane w telewizji. I zawsze padało pytanie: "Dlaczego nie zamknęliście wcześniej?", "Czy nie powinniście zaostrzyć restrykcji?".
Ciepłe relacje między dziennikarzami i politykami wynikają z kilku powodów. Jednym z nich jest pragnienie bycia częścią ekskluzywnego klubu, wąskiej grupy dziennikarzy, którzy są blisko centrum decyzyjnego, mają przepustkę bezpieczeństwa, która daje im dostęp do korytarzy władzy. Wtedy starają się budować relacje, aby dowiedzieć się czegoś ciekawego. Pytanie brzmi, czy w wyniku niekończących się wysiłków, aby przypodobać się tym osobistościom, kiedykolwiek dowiedzą się czegoś ważnego, czy też dostają zwykłe ochłapy, małe strzępki zmanipulowanych informacji. Czy są po prostu naiwni i wykorzystywani przez rząd, czy robią to świadomie, motywowani w odpowiedni sposób? Zadaniem dziennikarza nie powinno być ukrywanie tajemnic politycznych, klepanie po plecach swoich przyjaciół w Parlamencie. Jest nim ujawnianie prawdy, bo to leży w interesie publicznym. Jak to wyglądało w Wielkiej Brytanii – i zapewne w innych krajach, również w Polsce (np. maile Dworczyka) pokazuje wymiana wiadomości między Mattem Hancockiem, urzędującym Sekretarzem Zdrowia, a jego byłym szefem George'em Osborne'em, wcześniej Kanclerzem Skarbu, a obecnie redaktorem Evening Standard. Hancock mówi: "Potrzebuję przysługi w dniu dzisiejszym. Obecnie mam 22 000 wolnych miejsc na jutro w moich punktach drive-thru. Popyt po prostu nie istnieje. To oczywiście dobra wiadomość o rozprzestrzenianiu się wirusa. Ale trudna dla mojego celu. Dlatego przydałby mi się impuls". Osborne odpowiedział mu, że "oczywiście" zorganizuje stronę tytułową. Wystarczy, że Hancock "przekaże kilka słów na wyłączność Standardowi", a on "powie zespołowi, żeby to opublikował".
Z opublikowanych wiadomości rysuje się przerażający obraz pozbawionych skrupułów polityków, zachłyśniętych niewyobrażalna władzą, dla których dobro współobywateli jest nic nieznaczącą sprawą. Wszystkim rządzi polityka, nawet decyzjami, które powinny opierać się na dowodach naukowych. A Politycy uwierzyli we własny heroizm. Dali się porwać własnemu bohaterstwu, ponieważ znaleźli się w epicentrum tego bezprecedensowego globalnego kryzysu zdrowotnego, upajając się jednocześnie władzą. Zaczęli uważać, że zabawne jest zamykanie ludzi, wykorzystywanie uprawnień państwa do zmuszania ludzi do przebywania w maleńkich pokojach hotelowych, obserwowanie z radością, jak zabawne jest, gdy bogaci ludzie trafiają do tych okropnych pokoi, jak to określili, "w tych tanich hotelach", za które musieliby zapłacić bardzo dużo pieniędzy. Hancock, dzieląc się z ówczesną Minister Spraw Wewnętrznych Priti Patel historią kobiety ze Scarborough, którą aresztowano po tym jak zakasłała przy policjancie mówi z aprobatą: "Prawo i porządek!". „Super” – mówi Boris Johnson w odpowiedzi na informację o tym, że "Mężczyzna i kobieta zostali ukarani grzywną w wysokości 10.000 funtów za brak kwarantanny po powrocie z Dubaju". To jest ten ton. Nie zapominajmy, że ówczesna Minister Spraw Wewnętrznych, minister konserwatywnego gabinetu, Priti Patel aktywnie zachęcała obywateli Wielkiej Brytanii do szpiegowania i donoszenia na siebie nawzajem. To nie jest sposób, w jaki funkcjonuje liberalna demokracja.
W wymianie zdań między Panem Hancockiem a doradcą z 13 grudnia 2020 r. - pięć dni przed tym, jak rząd zrezygnował z planów złagodzenia przepisów dla wielu osób w okresie Świąt Bożego Narodzenia - były sekretarz zdrowia omawia, kiedy "wdrożyć" ogłoszenie nowego wariantu. Rozmawiają o możliwości oporu burmistrza Londynu Sadiqa Khana przed ewentualną blokadą dla Londynu. Doradca Departamentu Zdrowia sugeruje: "Zamiast sygnalizować z wyprzedzeniem, możemy po prostu rzucić informację o nowym szczepie". Pan Hancock zgadza się: "Wystraszymy wszystkich nowym szczepem". Doradca odpowiada: "Tak, to właśnie spowoduje odpowiednią zmianę zachowań". Minister Hancock ogłosił istnienie nowego szczepu wirusa następnego dnia. W innej wymianie wiadomości Szef Służby Cywilnej Simon Case sugerował, że "czynnik strachu/winy" był kluczowy dla przekazu rządowego. Pytanie Matta Hancocka "Kiedy wprowadzimy nowy wariant?" brzmi jakby to była strategia PR a nie działanie w celu ochrony zdrowia Brytyjczyków. Innym przykładem upolitycznienia procesu decyzyjnego a jednocześnie dowodem na to, że nie o naukę i zdrowie tu chodziło, jest rozmowa, w której Chris Witty, przedstawia Mattowi Hancockowi pomysł zmniejszenia czasu kwarantanny z 14 do 10, choć tak naprawdę wystarczyłoby 5 dni. A Hancock to odrzuca, twierdząc, że to "zbyt duże rozluźnienie. Dodatkowo sugerowałoby to, że 14-dniowa izolacja była pomyłką” To dosyć przerażające odkrycie, pokazujące, ze podejmowane decyzje motywowane były politycznie a zdanie naukowców nie liczyło się zupełnie. Chyba że było wsparciem dla decyzji politycznej.
Innym ciekawym przykładem jest wymiana informacji pomiędzy Chrisem Whitty (głównym lekarzem), Patrickiem Vallance (głównym naukowcem) i Dominikiem Cummingsem, który był doradcą Borisa Johnsona. Chris Witty mówi o szczepionkach: "W ciągu najbliższych kilku miesięcy będzie wielu dobrych kandydatów na szczepionki, którzy wejdą do wczesnych badań klinicznych. Etapy ograniczające tempo to badania kliniczne pod kątem bezpieczeństwa i skuteczności, a następnie produkcja. W przypadku choroby o niskiej śmiertelności wynoszącej 1%, szczepionka musi być bardzo bezpieczna. Tak więc badania bezpieczeństwa nie mogą być prowadzone na skróty. To ważne w dłuższej perspektywie". To było w lutym 2020 roku, zanim jeszcze rozpoczęły się lockdowny, i brzmi to jak całkiem zdrowo rozsądkowo (rzeczywistość skorygowała w dół ten 1% śmiertelności). Ale chodzi o to, że choroba nie była na tyle poważna, aby w pośpiechu wprowadzać szczepionkę. Jaka była rzeczywistość – wszyscy wiemy.
Warto, żeby wyborcy wiedzieli, jak rządy potraktowały zagrożenie dla zdrowia publicznego. Na całym świecie. A właściwie chodzi tu bardzo małą liczbę ludzi, którzy przejęli bezprecedensową władzę nad codziennym życiem i nie zostali poddani żadnej normalnej kontroli. Jacob Rees-Mogg, który był ministrem w rządzie powiedział o procesie decyzyjnym: "Właściwie to nie widziałem niektórych z tych rzeczy. Byłem w rządze, ale nikt mi o tym nie powiedział. W rzeczywistości krajem rządziła niewielka liczba osób. Mieli oni na swoich barkach ogromny ciężar odpowiedzialności. Nie sądzę, aby ktokolwiek z nas zazdrościł im tego, co musieli robić, ale wszyscy wiemy, jak wygląda władza absolutna i co władza absolutna robi z ludźmi. Być może byli skorumpowani, być może stracili poczucie proporcji i perspektywy. Ich decyzje były arbitralne i kapryśne. Widać to doskonale na szczególnie szokującym przykładzie związanym z obostrzeniami w domach opieki. Pamiętamy cierpienie osób starszych w domach opieki, izolację tych osób, fakt, że małżeństwa w niektórych przypadkach przebywały w tych samych domach, ale nie widziały się przez wiele miesięcy, czy nawet przez rok, wszystko z powodu rzekomego ryzyka. Minister Helen Watley prowadziła zakulisową kampanię, lobbując, żeby Matt Hancock złagodził ograniczenia odwiedzin, wskazując że ci ludzie są u schyłku życia, a spotkania z bliskimi nadają ich życiu sens, i że niektórzy naprawdę cierpią z powodu samotności. Matt Hancock długo wzbrania się, nie chce się zgodzić, ale w końcu mówi: "No dobrze, w takim razie - wygrałeś". Jak rzymski cesarz w filmie Gladiator, który kciukiem w górę lub w dół określa, czy przegrany ma żyć czy umrzeć. To były decyzje, które miały ogromne konsekwencje dla ludzi. Dodatkowe pół roku restrykcji mogło uczynić życie nie do zniesienia. A decyzje podejmowano na zasadzie: "ok, w porządku", kciuk w górę, kciuk w dół.
Podejmowane decyzje były nie tylko arbitralne, ale raz po raz podejmowano je na podstawie PR, tego, jak to zostanie odebrane przez opinię publiczną. W pewnym momencie Hancock powiedział: "To nie będzie dobrze wyglądać, ponieważ Szkocja już to zrobiła, a my nie chcemy wyglądać na powolnych lub zbyt szybkich". Matt Hancock, który jest politycznym praktykantem George'a Osborne'a, który z kolei jest praktykantem Tony'ego Blaira, pochodzi z nieprzerwanej linii tak zwanych "zawodowych polityków", którzy traktują komunikację jako najwyższe dobro w życiu. I to widać w ujawnionych wiadomościach WhatsApp - obsesję i całkowitą fiksację na punkcie tego, kto co mówi o nich w mediach, co mówią raporty, co mówią nagłówki, który dziennikarz to opisze, co z tym felietonem, w którym mam wyglądać dobrze?. Miliony ludzi cierpiały, ludzie byli na rzuceni kolana podczas pandemii, a rząd obsesyjnie zastanawia się, co ktoś napisze na Twitterze. I co gorsza – w oparciu o to podejmowano decyzje.
Chyba że tweet jest niezgodny z linią rządową – wtedy konieczna jest cenzura. Rząd wykorzystywał machinę państwową, aby zaszkodzić każdemu, kto pisał na Twitterze coś przeciwnego niż ich narracja. Szkalowano tych, którzy konsekwentnie kwestionowali reakcję rządu na kryzys, czy nawet tylko chcieli wiedzieć, jakie są dowody, jaka jest analiza kosztów i korzyści podejmowanych działań, lub jeśli ktoś chciał wiedzieć więcej o potencjalnych efektach ubocznych. Widzieliśmy to na przykładzie traktowania wybitnych ekspertów zdrowia publicznego, epidemiologów, wirusologów, którzy podpisali się pod tzw. deklaracją z Great Barrington. Ci naukowcy i eksperci ponieśli ogromne straty na reputacji. Zostali oczernieni i przeprowadzono prawdziwą operację zdyskredytowania tych ludzi, przedstawienia ich jako dziwaków, kwestionowano ich motywy.
Szokujące jest to, że jeśli spojrzy się na badania opinii publicznej, to nawet teraz okazuje się, że większość ludzi nie uważa, że lockdowny były błędem. Większość ludzi nadal uważa, że była to słuszna decyzja. Okazuje się, że ludzie z natury są dość ulegli. Nie mają nic przeciwko temu, aby im mówiono, co mają robić. Wręcz to lubią, bo jeżeli mówi się im, co mają robić, nie muszą myśleć samodzielnie. Nie muszą podjąć wysiłku oceny dowodów. Nie muszą decydować, jakie ryzyko są gotowi podjąć, czy to we własnym imieniu, czy w imieniu rodziny. Zostali poinstruowani, otrzymali to, co ówczesny premier określił jako "bardzo wyraźne polecenie pozostania w domu".
Lockdown Files to 2,3 miliona wiadomości – co jeszcze przed nami odkryją – czas pokaże.
Opracowane w oparciu o:
https://www.telegraph.co.uk/news/lockdown-files/
Dzięki, Panie Mariuszu, za doskonałe opracowanie tej sprawy.