Manifest Heretyka – polowanie na klimatyczne czarownice
Fragment nowej książki Brendana O’Neilla „Manifest Heretyka”
W 1590 roku aresztowano w Szkocji starszą kobietę o imieniu Agnes Sampson, która kiedyś była położną, ale ostatnio żyła w ubóstwie. Została postawiona w stan oskarżenia, a następnie osądzona i uznana za winną i skazana na śmierć. Przewieziono ją do zamku w Edynburgu, gdzie 28 stycznia 1591 r. została poddana rozciąganiu linami, a następnie spalona na stosie. Została skazana za zmiany klimatyczne.
Sampson została oskarżona między innymi o podsycanie "przeciwnych wiatrów". Jej prześladowania wynikały z kłopotów króla Jakuba VI, którego próby sprowadzenia do Szkocji swojej nowej żony, Anny Duńskiej, były udaremniane przez piekielną pogodę. "Niezwykłe" wiatry wywracały statki królewskich flot. Dwukrotnie statek Anny musiał zacumować w Norwegii z powodu "gwałtownych burz". James, zainspirowany doniesieniami z Danii o spaleniu czarownic za ich rzekomy udział w udaremnieniu podróży Anny, uwierzył w spisek czarownic w Szkocji, uwierzył w "magię klimatyczną", w której czarownice wykorzystują swoją demoniczną moc do wywoływania "niezwykłych" burz, gradów i mgieł na Ziemi.
Efektem tego były procesy czarownic w North Berwick, jeden z najbardziej śmiercionośnych epizodów polowań na czarownice w historii Wielkiej Brytanii. Histeria w North Berwick, która miała miejsce sto lat przed znanymi polowaniami na czarownice w Salem w Massachusetts, objęła 150 osób oskarżonych o czary, które torturowano w celu wydobycia zeznań, z których 25 zakończyło się zgonem, w tym Pani Sampson. Ona i wielu innych zostało oskarżonych nie tylko o zwykłe „czary” - tajemnicze uzdrowienia, rzucanie klątw i tak dalej - ale także o coś innego. O to, że zmieniły klimat. Że wywołały niszczycielską pogodę. Że wykorzystywały swoją złośliwość do "wyczarowywania" straszliwych burz "w zmowie z diabłem". Według słów duńskiego admirała Petera Muncha, który miał za zadanie przetransportować Annę Duńską do Szkocji, to, co napotkały jego statki, „nie było normalnym wydarzeniem klimatycznym - w tej sprawie musiało być coś więcej niż zwykła przewrotność wiatrów i pogody".
Kobiety z North Berwick mogą być postrzegane jako jedne z pierwszych ofiar histerii związanej ze zmianami klimatu, chęci zrzucenia winy za anomalie pogodowe na „nikczemne istoty ludzkie”. W Europie między 1500 a 1700 rokiem zmiany klimatu były często zarzutem stawianym czarownicom. W swojej książce z 1584 roku “The Discoverie of Witchcraft” Reginald Scot, angielski poseł i autor, przedstawił powszechny wtedy pogląd, że czarownice to osoby zmieniające klimat: „Wielu wierzy, że czarownice mogą wywoływać huragany, burze i szkodliwą pogodę, a także są w stanie hamować słońce i zatrzymywać zarówno dzień, jak i noc, zmieniając jedno w drugie". Scot był sceptyczny wobec tych zarzutów, wzywał do spokoju i zaprzestania polowań na czarownice. Jego zdaniem pogoda była zjawiskiem naturalnym, czy niebiańskim, a nie zabawką złych ludzi:. "To nie wiedźma ani diabeł, ale chwalebny Bóg, który czyni grzmot, burze i wichry". Ale jego wołanie o rozsądek pozostało bez odzewu. Ludzie woleli prostsze wytłumaczenie, że czarownica może "wywoływać burze i nawałnice w powietrzu".
Polowania na czarownice w Europie w połowie zeszłego tysiąclecia były nierozerwalnie związane z obawami dotyczącymi zmian klimatycznych. Była to era Małej Epoki Lodowej, okresu trwającego od 1300 do 1850 roku, podczas którego półkula północna doświadczała wyjątkowo mroźnych zim. Wpływ Małej Epoki Lodowej był druzgocący. Mroźna pogoda gwałtownie zakłóciła zbiory w Europie, zwłaszcza zbiory zbóż. Po szczególnie mroźnych okresach w XVI wieku minęło 180 lat, zanim zbiory zbóż powróciły do poprzedniego poziomu. Rezultatem, jak powiedział niemiecki historyk Philipp Blom, był "długotrwały, obejmujący cały kontynent kryzys rolny". Doprowadziło to do oszałamiającego wzrostu liczby polowań na czarownice. Blom pisze, że w szczególności w północnej Europie, małe zbiory i ciągły strach przed głodem i chorobami, doprowadził do powstania "szczególnie okrutnej zbiorowej histerii: procesów czarownic". Tysiące kobiet, a czasami także mężczyzn, zostało spalonych za rzekomą rolę w podsycaniu złej pogody i powodowaniu zmian klimatycznych.
Przez długi czas, jak mówi Blom, historycy zastanawiali się, dlaczego prześladowania czarownic były "szczególnie okrutne" w latach 1588-1600 i ponownie w latach 1620-1650, i zauważa, że były to okresy najbardziej ekstremalnego zimna i najstraszniejszych burz. Szukano przyczyny klimatycznych klęsk, czarownice i ich czary wydawały się najprostszym wytłumaczeniem, łatwym do znalezienia i ugaszenia. "Napięcia religijne z pewnością odegrały ważną rolę [w tym okresie]" - pisze Blom - "ale korelacja między ekstremalnymi zjawiskami pogodowymi, zrujnowanymi zbiorami i falami procesów czarownic jest bardzo silna". To nie przypadek, że około 110 000 procesów czarownic miało miejsce w Europie podczas najbardziej niestabilnych klimatycznie stuleci, a około połowa z nich zakończyła się skazaniem i egzekucją. Johann Weyer, XVI-wieczny holenderski lekarz, który sprzeciwiał się polowaniom na czarownice, opisuje przypadek pewnej kobiety zmuszonej do przyznania się, że spowodowała zmiany klimatyczne: "Biedna stara kobieta została zmuszona torturami do przyznania się przed spaleniem na stosie, że poprzedniej zimy (w 1565 roku) „wywołała niesamowitą surowość, ekstremalne zimno i trwały lód".
Krzyki tych torturowanych kobiet powinny odbijać się echem przez wieki. Ich prześladowania za zbrodnię spowodowania złej pogody powinny dać nam dziś do myślenia. Jak przekonująco argumentuje niemiecki historyk Wolfgang Behringer, histeria czarownic związana z pogodą we wczesnym okresie nowożytnym pokazuje, jak niebezpieczne może być moralizatorskie podejście do dyskusji na temat klimatu. Jak pisze, część europejskiego społeczeństwa podczas Małej Epoki Lodowcowej uważała czarownice za "bezpośrednio odpowiedzialne za wysoką częstotliwość anomalii klimatycznych". A "ogromne napięcia powstałe w społeczeństwie w wyniku prześladowań tych „czarownic” pokazują, jak niebezpieczne jest omawianie zmian klimatycznych w aspekcie moralnym".
Niestety, wątpliwe jest, żeby postulat o niemoralizowanie dyskusji na temat klimatu spotkał się ze zrozumieniem w XXI wieku, który jest tak samo głuchy na rozum, jak w czasach Reginalda Scota, który twierdził, że „pogoda jest zjawiskiem niebiańskim, a nie diabelskim dziełem wypaczonych istot ludzkich”. Dziś, w naszej rzekomo oświeconej erze, pęd do obwiniania „grzesznych i samolubnych jednostek” za "przeciwne wiatry" lub "pogodę masowego rażenia” jest tak intensywny, jak w Małej Epoce Lodowcowej. Polowanie na czarownice klimatyczne ma się nadal dobrze.
Dziś co prawda nie grozi nikomu spalenie na stosie czy rozrywanie linami, jak za czasów biednej pani Sampson. Nie używamy już nawet słowa "czarownice". Zamiast tego mówimy o "przestępcach klimatycznych". "Trzynastu przestępców klimatycznych, którzy powinni siedzieć w więzieniu" krzyczał nagłówek jednego z portali kilka lat temu. Lista była długa - od Donalda Trumpa, przez prezesów Big Oil, po wydawców jak Jeremy Clarkson. Przestępstwem Clarksona była “zbrodnia mowy” (speechcrime), sugerowanie, że zmiany klimatu są "fikcją". Dowiedzieliśmy się, że za to Clarkson i inni "prawdziwi przestępcy klimatyczni" powinni zostać uwięzieni. "Internet w końcu zwraca się przeciwko " celebrytom-kryminalistom klimatycznym ", czytamy w nagłówku jednego z magazynów modowych z lipca 2022 roku. Artykuł napisany w klimacie „polowania na czarownice”, argumentował, że "słuszne jest oburzenie" na tych ludzi, "którzy są najbardziej odpowiedzialni za kryzys klimatyczny". Musimy "powstrzymać przestępców klimatycznych, którzy powodują największe emisje" mówi z kolei Guardian. Jeden z lewicowych portali wzywa do uwięzienia "przestępców klimatycznych" na tej podstawie, że odegrali oni dużą rolę „w wywołaniu powodzi... pożarów, fal upałów i innych ekstremalnych zjawisk pogodowych". Ponieważ żyjemy w czasach powszechnego oświecenia i rozumu, współczesna Agnes Sampson to już nie „czarownica” oskarżona o wykorzystywanie swojej mocy do "wywoływania burz" tylko "przestępca” powodujący lub negujący "zmianę klimatu" wywołaną przez człowieka.
Jak do tej pory, w XXI wieku w krajach cywilizacji zachodu nie ma jeszcze „polowania na czarownice”, choć z pewnością da się zaobserwować marzenie o procesach czarownic. Zwłaszcza dla tych, którzy mają czelność używać słowa, aby zaprzeczyć istnieniu zmian klimatycznych spowodowanych przez człowieka, często słyszy się pytanie: czy zaprzeczanie zmianom klimatu nie jest przestępstwem? Prawie jak w Psalmie 52: 3-4: "Miłujesz zło bardziej niż dobro, kłamstwo bardziej niż sprawiedliwość. Uwielbiasz wszystkie pożerające słowa, o podstępny języku”. Teraz także takie surowe religijne potępienie jest stosowane przeciwko osobom kwestionującym tezę o antropogenicznej zmianie klimatu. Autor artykułu na temat "zwodniczych języków" współczesności - William C. Tucker, były asystent regionalnego doradcy amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska - powiedział, że takie języki powinny zostać uciszone. Ponieważ to, co mówią, jest nie tylko "moralnie odrażające", ale także potencjalnie przestępcze: "Nie możemy pozwolić, aby oszukańcza lub zwodnicza mowa sparaliżowała debatę publiczną na temat tak ważny jak przetrwanie gatunku ludzkiego i przyszłość samej Ziemi".
W przeszłości czarownicom zakładano tzw. "uzdę biczownika" - metalowe urządzenie, które otaczało głowę i zawierało kaganiec z kolcem, który wchodził do ust i ściskał "złośliwy język" czarownicy. Teraz, będąc nowoczesnymi, wolimy proponować zwykłe sankcje karne wobec tych, którzy posługują się " kłamliwym językiem" i zwykły kaganiec cenzury faktcheckingu.
Masowe procesy czarownic są raczej niemożliwe w naszej cywilizowanej erze, ale fantazja o takiej tyranii wciąż istnieje. "Zastanawiam się, jakie wyroki mogą wydać sędziowie w przyszłych międzynarodowych trybunałach karnych na tych, którzy będą częściowo, ale bezpośrednio odpowiedzialni za miliony zgonów z głodu, głodu i chorób w nadchodzących dziesięcioleciach", powiedział kiedyś ekolog Mark Lynas odnosząc się do osób zaprzeczającym antropogenicznym zmianom klimatu, którzy według Lynasa "pewnego dnia będą musieli odpowiedzieć za swoje zbrodnie". Paul Krugman z New York Times określa takie postawy jako "formę zdrady - zdrady planety". Kennedy Institute of Ethics na Uniwersytecie Georgetown otwarcie zastanawia się, czy zaprzeczanie zmianom klimatu nie powinno być karalne. To prawda, że "wolność słowa jest jednym z najcenniejszych praw w zachodniej demokracji", ale czasami powinniśmy robić "wyjątki dla wypowiedzi, które mogą być postrzegane jako szczególnie destrukcyjne i złe - zaprzeczanie zmianom klimatu jest przestępstwem". Odnoszenie się do Zła jest potwierdzeniem, że dyskusja na temat zmian klimatu została sprowadzona ponownie na poziom problemów moralnych, przekształcona z praktycznej kwestii poprawy naszego środowiska w krucjatę przeciwko złowrogim siłom, których „oszukańcze języki i działania” sieją spustoszenie w klimacie planety.
Co gorsza, nie tylko potężni "przestępcy klimatyczni" są odpowiedzialni za zmiany w klimacie – my wszyscy jesteśmy. Przeżywamy kolektywizację procesu „polowania na czarownice”, którym mówi, że wszyscy ludzie, przez sam fakt istnienia, przyczyniają się do niestabilności klimatu. Każda anomalia pogodowa jest teraz natychmiast przypisywana działaniom ludzi: "W obliczu szalejących pożarów, powodzi i pandemii wydaje się, że nadeszły czasy ostateczne - i to nasza własna, przeklęta wina", pisze the Hill w lipcu 2021 roku. Szósty i najnowszy raport oceniający IPCC opublikowany przez Guardiana stwierdził, że w końcu mamy "werdykt w sprawie zbrodni klimatycznych ludzkości" - jesteśmy "winni jak diabli". Profesor Tim Palmer z Uniwersytetu Oksfordzkiego rysuje bezpośrednią linię między grzesznym postępowaniem człowieka a różnymi powodziami i pożarami na całym świecie: "Jeśli wkrótce nie powstrzymamy emisji, przyszły klimat może stać się czymś w rodzaju piekła na Ziemi". To jakby echo demonologii Jakuba VI, który wierzył, że „czarownice były nakłaniane przez wszystkie diabły w piekle do sprowadzania burz i innych klęsk”.
Wiele głosów dyskusji na temat zmian klimatu w XXI wieku ma silny wydźwięk odnoszący się do nowej wiary i religii. Pożary i powodzie są postrzegane jako ostrzeżenia dla ludzkości przed jej bezbożnym zachowaniem. Pożary buszu w Australii "był ostrzeżeniem dla świata", powiedział aktywista klimatyczny w Guardian w styczniu 2020 roku. Pożary w Europie latem 2022 roku zostały opisane przez niektórych jako "apokalipsa upałów". "Nadchodzi piekło", powiedział nagłówek Guardiana. To "apokalipsa teraz", jak nam powiedziano, i jest to wynik naszego "życia ponad stan", co jest "największym grzechem wszechczasów". Powodzie są również wymieniane jako nagana od Matki Natury za nasze grzechy. Duże opady deszczu w Wielkiej Brytanii w 2007 roku zostały opisane przez jednego z zielonych biznesmenów jako "bicie w bębny katastrofy, która zwiastuje globalne ocieplenie". Czuje się tak, jakby "za gromadzącymi się chmurami ręka Boga była zajęta, wypisując kolejne rachunki dla ludzkości". Wspomniany wcześniej Mark Lynas również opisał anomalie pogodowe jako boskie kary dla pracowitej ludzkości. Powiedział o powodziach, że Posejdon jest wyraźnie "rozgniewany aroganckimi zniewagami ze strony zwykłych śmiertelników": "Obudziliśmy go z tysiącletniej drzemki i tym razem jego gniew nie będzie znał granic".
W wieku XVI i XVII "kazania klimatyczne stały się osobnym gatunkiem literackim”. W kazaniu pogodowym wygłoszonym w Tybindze w 1599 roku Johann Georg Sigwart, niemiecki teolog powiedział, że jedynym rozwiązaniem kryzysu klimatycznego jest "szczera skrucha każdego człowieka", która może "skłonić naszego Ojca Niebieskiego do... złagodzenia tych kar". W XXI wieku kazania klimatyczne wracają do mody. Tyle tylko, że nie są one już "mało znaczącym gatunkiem literackim" - są dojną krową dla wydawnictw i studiów filmowych. Książki o tytułach takich jak “Wściekła Pogoda: Fale upałów, powodzie, burze i nowa nauka o zmianach klimatu”, “Ostatnie pokolenie: jak Natura zemści się na nas za Zmiany Klimatyczne” i “Niezamieszkała Ziemia: Życie po ociepleniu” potwierdzają, że "teologiczne interpretacje wydarzeń klimatycznych" - jak Blom opisuje powszechny pogląd panujący podczas Małej Epoki Lodowcowej na anomalie pogodowe - znów kwitną.
Żąda się od nas "pokuty", aby kary natury były "mniej dotkliwe". We wrześniu 2021 r. papież Franciszek i arcybiskup Canterbury Justin Welby wydali wspólne oświadczenie, w którym stwierdzili, że ludzkość ma teraz "okazję do pokuty" za naszą porażkę w "ochronie przyrody". Rok później Franciszek powrócił do tego tematu: „Ludzkość musi pokutować i zmodyfikować swój styl życia, jeśli chcemy zachować nasz wspólny dom". Nie tylko przywódcy religijni używają języka Małej Epoki Lodowcowej. Świeccy „zieloni kapłani” też to robią. Pewien pisarz pogratulował byłym sceptykom zmian klimatu w mediach, że "wycofali się" i zaakceptowali prawdę o "chaosie klimatycznym". Nie ma dziś nic bardziej heretyckiego niż kwestionowanie narracji o antropogenicznych zmianach klimatu.
Zmiany klimatyczne, przekonanie, że ludzkość ma negatywny wpływ na planetę, a co więcej, że dojdzie do jej zagłady, jeśli radykalnie nie zmienimy naszego zachowania, stały się jedną z najbardziej gorliwie pielęgnowanych teorii ortodoksyjnych naszych czasów. Każdy kto ją kwestionuje, robi to na własne ryzyko. Jest to przekonanie, dla którygo stworzono nowy język cenzury, aby chronić je przed krytyką.
Opisywanie, demonizowanie i karanie "denialistów zmian klimatu" stało się prawdziwym przemysłem. Istnieją książki, które poszukują psychologicznych źródeł tych demonicznych myśli. George Marshall, autor książki „Dlaczego nasz mózg jest zaprogramowany na ignorowanie zmian klimatu?” sugeruje, że "lojalność wewnątrzgrupowa", która "wyewoluowała" w "erze łowców-zbieraczy" może być "przeszkodą w akceptowaniu powszechnego, wspólnego zagrożenia", takim jak zmiana klimatu. Będąc niewolnikami procesu ewolucji, nie jesteśmy w stanie wyraźnie dostrzec zagrożeń klimatycznych. Psychiatrzy analizują "potężny psychologiczny komponent" ludzkiej "ślepoty na naukową rzeczywistość" - miliony ludzi podważają zjawisko zmian klimatu i należy coś z tym zrobić. W raporcie opublikowanym w 2014 r. w Guardianie stwierdzono, że "neurologowie i psychologowie" w końcu "zaczynają rozumieć, dlaczego ludzie zachowują się tak irracjonalnie w kwestii zmian klimatu". To dlatego, że "nasze mózgi są przystosowane do reagowania na krótkoterminowe problemy, a nie długoterminowe ryzyko". A zatem nasze mózgi muszą zostać naprawione. Dawni kapłani zaniepokojeni wpływem herezji starali się ratować ludzkie dusze - dzisiejsi eko-kapłani, przerażeni herezją denializmu klimatycznego, starają się naprawić nasze umysły. Jednak nie poprzez racjonalną dyskusję – przecież ustalono, że ludzie zachowują się "irracjonalnie" w kwestii zmian klimatu - raczej poprzez manipulację językiem i myślami. Jak ujął to raport brytyjskiego progresywnego think-tanku IPPR (Institute for Public Policy Research), "zadaniem agencji zajmujących się zmianami klimatu nie jest przekonywanie za pomocą racjonalnych argumentów, ale rozwijanie i pielęgnowanie nowego "zdrowego rozsądku". To iście orwellowskie instynkty nowych elit, które dążą do zmiany języka jako sposobu na przekształcenie myśli. Jak powiedział jeden z brytyjskich profesorów na temat dyskusji o klimacie, "zostanie wymyślonych o wiele więcej słów i zwrotów, aby dostosować nasze języki do coraz bardziej chaotycznych zmian pogody i klimatu". Takie odgórne wymyślanie słów już ma miejsce, i to w ogromnym tempie. Oxford English Dictionary z zadowoleniem przyjął zwiększoną "naglącą potrzebę" wykorzystania nowych słów i zwrotów, które mogą być używane do mówienia o klimacie. "Realne poczucie pilnej potrzeby, znajduje odzwierciedlenie w naszym języku". Nawet słownik jest wykorzystywany do zmiany tego, jak mamy myśleć o zmianach klimatu.
Sama fraza "zmiana klimatu" jest co prawda na wylocie. OED zauważa, że w latach 2018-2020 użycie frazy "kryzys klimatyczny" wzrosło prawie 20-krotnie w dyskusji publicznej, podczas gdy użycie wyrażenia "zagrożenie klimatyczne" wzrosło 76-krotnie. Centrum Monitorowania Mediów i Zmian Klimatu na Uniwersytecie Kolorado w Boulder zaobserwowało, że amerykańskie media zaczęły używanie "bardziej agresywnych terminów" do opisywania wydarzeń klimatycznych. "Eksperci językowi" cieszą się z przyjęcia przez media języka katastrofy, ponieważ pomaga on "przekazać opinii publicznej coraz pilniejsze zagrożenie klimatyczne". Naukowcy, ONZ, a nawet protestujący odgrywają znaczącą rolę w wywieraniu nacisku na media, aby przyjęły bardziej apokaliptyczny żargon: w 2019 r. protestujący z Extinction Rebellion rozbili obóz przed biurami New York Timesa, żądając, aby używał on wyrażenia "kryzys klimatyczny" zamiast "zmiana klimatu", mówiąc o „prawdę” o Armagedonie: "Wybór słów przez prasę w tej dziedzinie ma znaczenie", mówią eksperci językowi, "ponieważ mają one wpływ na opinię publiczną".
Kształtowanie opinii publicznej poprzez manipulację językiem jest kluczowym oraz budzącym grozę zjawiskiem naszych czasów. Celem wydaje się być zmuszenie nas wszystkich do apokaliptycznego sposobu myślenia, zmuszenie nas do wkroczenia w królestwo zagłady poprzez sprawienie, byśmy myśleli mniej o "zmianach klimatu", a bardziej o chaosie klimatycznym, katastrofie klimatycznej, a nawet apokalipsie klimatycznej - termin, którego użył New Yorker. Niezgoda staje się prawie niemożliwa, gdy dominuje tak fanatyczny język: jak można wzywać do spokoju w związku z czymś takim jak "chaos klimatyczny” czy "apokalipsa klimatyczna"? Apokalipsa to całkowite i ostateczne zniszczenie świata. Nie ma dyskusji na ten temat. Nie ma "innego poglądu" na ten temat. Manipulując dyskursem publicznym, aby lepiej odzwierciedlał złowieszcze poczucie strachu przed katastrofą klimatyczną, elity zawężają to, co można myśleć na ten temat i jakie alternatywne rozwiązania można zaproponować. Język dyktuje myśl, w tym przypadku myśl, że jesteśmy w środku końca dni "i to nasza własna wina".
Krucjata mająca na celu manipulowanie zarówno naszą psychologią, jak i naszym językiem w odniesieniu do zmian klimatu, naszymi umysłami i naszą mową, potwierdza, że elity uważają, że nie ma tu potrzeby żadnej debaty. Mówią, że jest to "rozstrzygnięta" kwestia. "Sprawa zamknięta", jak powiedział nagłówek jednej z gazet na temat nauki o zmianach klimatu. Joel Kotkin opisuje to jako "syndrom zakończonej debaty". Kotkin twierdzi, że we wszystkich kwestiach, od zmian klimatycznych po małżeństwa homoseksualne, nieustannie mówi się nam, że sprawy są "rozstrzygnięte". Żadnych pytań, żadnej dyskusji, żadnej potrzeby "racjonalnej argumentacji", jak mówi IPPR. To koniec. Proszę się zamknąć. Jak mówi Kotkin o "syndromie zakończonej debaty" w odniesieniu do zmian klimatu, efekt jest taki, że kwestia "wielkiej wagi" zostaje "pogrzebana przez pozornie nienaukowe przekonanie, że wszyscy muszą podążać za ortodoksją w kwestii, która - podobnie jak natura Boga w średniowieczu - jest uważana za "ustaloną". Tak, jak od przestraszonych ludzi Małej Epoki Lodowcowej oczekiwano posłuszeństwa boskiemu dyktatowi wyrażonemu w kazaniach klimatycznych lokalnego księdza, tak teraz oczekuje się, że będziemy posłusznie przytakiwać ustalonej naukowej opinii kaznodziejów klimatycznych naszej ery.
Przywódcy wykorzystują ekstremalne wydarzenia pogodowe do wygłaszania kazań do tłumu, aby poinstruować go, co mam myśleć i jak się zachowywać. W październiku 2022 r. prezydent Biden powiedział, że huragan Ian na Florydzie "ostatecznie zakończył dyskusję na temat tego, czy mamy do czynienia ze zmianami klimatu". Niebiosa przemówiły! Wiatr wydał swój dekret: zmiana klimatu jest prawdziwa i dalsza debata nie będzie tolerowana!
Kotkin ma rację, kiedy opisuje ortodoksyjna wiarę w zmianę klimatu jako "nienaukową". To dlatego, że w nauce nie ma miejsca na ortodoksję. W nauce nic nigdy nie jest "rozstrzygnięte". Jest to jedna z najbardziej niepokojących rzeczy w dyskusji na temat zmian vel chaosu lub apokalipsy klimatycznej - przekształcenie nauki, humanistycznego i otwartego dążenia do lepszego zrozumienia świata przyrody, w wiarę w stylu religijnym, której nikt nie może kwestionować bo bluźni. To coś więcej niż "kontr-kultury", coś więcej niż kolejny cyniczny wysiłek elit, aby ograniczyć to, co można powiedzieć na dany temat. Stanowi to próbę obalenie cnót rewolucji naukowej i tej centralnej wolności Oświecenia: wolności kwestionowania autorytetu.
W jaki sposób mówi się o "nauce" w odniesieniu do zmian klimatu? "Nauka przemówiła", powiedział sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon w listopadzie 2014 roku, tak jakby w tym przypadku nauka była świecką wersją Słowa Bożego. Protestujący ekologowie maszerują pod transparentami domagającymi się, byśmy "słuchali nauki". "Nie chcę, żeby słuchał Pan mnie, chcę, żeby słuchał Pan naukowców" przemawia Greta Thunberg w Kongresie USA. Naukowcy stali się bogami, ich słowa są nieomylne, a ich „kazań” należy niewolniczo przestrzegać. Nawet Towarzystwo Królewskie, wielka oświeceniowa instytucja, założona w 1660 roku w celu poszerzenia wiedzy naukowej o świecie, obecnie forsuje linię, że "nauka osiągnęła konsensus". Kilka lat temu Towarzystwo napisało do ExxonMobil z żądaniem odcięcia finansowania organizacji, które zaprzeczają prawdziwości katastrofie klimatycznej, upominając o przyjęcie do wiadomości "dowodów”. Jednak, jak przypomniała niewielka grupa naukowców zajmujących się klimatem w liście otwartym do Royal Society: "Piękno nauki polega na tym, że żadna kwestia nie jest nigdy "rozstrzygnięta", że żadna kwestia nie jest poza pełniejszym zrozumieniem, że żaden wniosek nie jest odporny na dalsze eksperymenty. A jednak po raz pierwszy w historii, Royal Society bezwstydnie wykorzystuje media, aby stanowczo powiedzieć: "sprawa zamknięta" we kwestiach związanych ze sporem naukowym".
Towarzystwo Królewskie epoki oświecenia, rozumiało niepewną naturę dociekań naukowych. Rewolucja naukowa postawiła sobie za zadanie kwestionowanie autorytetu tradycji, uwolnienie się od ortodoksji w imię naturalnych odkryć. Obecnie zbyt często nauka, a przynajmniej niektóre jej gałęzie, odgrywa odwrotną rolę. Stała się nowym źródłem autorytetu, wykorzystywanym przez odizolowane elity polityczne, aby nadać swojej polityce pozory wagi, tak aby można ją było nazwać "opartą na dowodach". W szczególności nauka o zmianach klimatu jest traktowana, jak mówi Kotkin, jako ortodoksja, której jesteśmy zmuszeni "przestrzegać". Kiedyś nauka nawoływała do "weryfikowani tez poprzez odwołanie się do faktów określonych przez eksperyment", teraz nauka zmusza do kontrolowania myśli, zachowań i karania za herezję.
Jedną z najbardziej osobliwych rzeczy w nauce o zmianach klimatu jest to, że jest to jedna z niewielu dziedzin nauki, która jest zaciekle chroniona przed krytyką i weryfikacją. W społeczeństwie angloamerykańskim modne stało się kwestionowanie twierdzeń naukowych. Od lat sześćdziesiątych XX wieku intelektualiści zastanawiają się nad "społeczną konstrukcją" prawdy naukowej. Książka “The Social Construction of Reality” autorstwa Petera L Bergera i Thomasa Luckmanna, została opublikowana w 1966 roku. Francuski filozof Bruno Latour był uwielbiany na kampusach na całym Zachodzie za swoje teorie dotyczące "społecznej konstrukcji faktów naukowych". Feministyczna filozofka Judith Butler uważa, że nawet płeć biologiczna jest konstruktem społecznym. W międzyczasie podnosi się wołanie o "dekolonizację programu nauczania nauk ścisłych", aby wpleść w dyskusję naukową "polowanie na czarownice" - co najwyraźniej jest równie ważnym kanonem poznawczym.
Nauka jest rozkładana na czynniki pierwsze, demontowana, relatywizowana, często w sposób, który podważa cały projekt badawczy w misji poszukiwanie prawdy. Ale nauka o zmianach klimatu nigdy nie jest społecznie dekonstruowana. Jest sakralizowana, uczyniona całkowicie niepodważalną, umieszczona ponad „niestosownymi” pytaniami laika czy eksperta. Pomimo faktu, że jest ona wyraźnie bardziej „społeczna” niż większość innych dziedzin nauki. Dzieje się tak dlatego, że jeśli chodzi o zmiany klimatu, tak naprawdę nie mówimy o nauce. Mówimy o scjentyzmie. Mówimy o wykorzystaniu nauki do wzmocnienia programów politycznych. Mówimy o sposobie, w jaki elity technokratyczne gromadzą teraz wiedzę specjalistyczną na swoją moralną korzyść. I mówimy o traktowaniu tej dziedziny nauki, jako Bożka w bezbożnych czasach, którego nauki muszą być ślepo przestrzegane. Stoimy w obliczu "katastrofy" i "tylko nauka może nas uratować", jak to kiedyś ujął Guardian. To nie jest nauka - to religia. Dlatego herezją, równoznaczną z bluźnierstwem, jest myślenie lub wypowiadanie jakiejkolwiek myśli, która mogłaby zranić, nawet nieznacznie, ten mistyczny i mizantropijny światopogląd, który nazywa się nauką o klimacie.
Fundamentalnym prawem heretyka jest niechęć do ortodoksji, podejrzliwość wobec konsensusu. Jak przypomina nam John Stuart Mill w „O wolności w czasach tyranii " zwykły przykład nonkonformizmu, zwykła odmowa ugięcia kolan przed zwyczajem, jest sam w sobie przysługą. Ponieważ despotyzm opinii sprawia, że ekscentryczność staje się wyrzutem sumienia, pożądane jest, aby ludzie byli ekscentryczni, aby przełamać tę tyranię".
Bądźmy zatem ekscentryczni w kwestii zmian klimatu. Odmówmy ugięcia kolan przed zwyczajami, rytuałami i samobiczowaniem się wyznawców tej religii, która utożsamia się z nauką. I powiedzmy najbardziej niewygodną rzecz ze wszystkich - że postęp nie zniszczył planety, lecz uczynił ją lepszym miejscem do życia. Dzięki przemysłowej eksploatacji dóbr natury, która ma na celu stworzenie bardziej dostatniego świata, wzrósł postęp wiedzy, wolność stała się rzeczywistością, spadł poziom ubóstwa, wzrosła średnia długość życia i jesteśmy lepiej przygotowani na zagrożenia stwarzane przez klęski żywiołowe. Nasz ślad na planecie jest śladem cywilizacji, a nie wstydliwą plamą, którą należy wymazać. Te słowa dla klimatystów mogą być bluźnierstwem, ale jak powiedział George Bernard Shaw: "Wszystkie wielkie prawdy zaczynają się jako bluźnierstwa".
Wracając do Małej Epoki Lodowcowej. To nie był wyłącznie okres polowania na czarownice i kazań o klimacie, terroru w obliczu klimatycznej niepewności. Wtedy też narodziła się nowoczesna nauka i wolność. Długie, lodowate stulecia przyczyniły się do upadku feudalizmu i wyłaniającej się ery wolnego rynku, eksploracji i wolności intelektualnej, która stanowiła początek Oświecenia. Nawet muzyka stała się piękniejsza. Philipp Blom twierdzi, że to nie przypadek, że najbardziej podziwiane skrzypce w historii, w tym skrzypce Stradivariusa, powstały w czasie Małej Epoki Lodowcowej. Dzieje się tak częściowo dlatego, że drzewa dojrzewają dłużej w bardzo niskich temperaturach, co prowadzi do gęstszego struktury drewna o "lepszych właściwościach dźwiękowych i bardziej intensywnym rezonansie".
Przygnębiające jest to, że w XXI wieku naśladujemy zło Małej Epoki Lodowej - jej polowania na czarownice, jej strach przed klimatem - odwracając się jednocześnie od tego, co było dobre w tej burzliwej epoce: wolności myśli i sceptycyzm wobec ortodoksji. W świecie względnego komfortu i dostatku wracamy do ery przesądów i strachu.
Źródło:
https://www.amazon.co.uk/Heretics-Manifesto-Essays-Unsayable/dp/1913019861/
https://www.spiked-online.com/2023/07/22/the-climate-witch-trials/
No i widzi Pan, popalili te czarownice i pogoda się poprawiła. I to kilkukrotnie!
Dlatego trzeba być ostrożnym, bo teraz ludzie Klausa mogą wpaść na podobny pomysł i 'palić' te 0,5% kontestujących religię klimatyczną. I to wcale nie jest żart z mojej strony, bo motłoch nigdy nie zmienia umysłowości. My tylko z pozoru jesteśmy cywilizowani.
nczas lamentuje, że Szkoci wycięli 16 mln. drzew pod farmy wiatrowe i podpuszcza, że stoją za tym zieloni.
Chyba nie powinno sie mieszać zielonych (tych prawdziwych, przyklejających sie do drzew) z ultrapazernymi właścicielami farm wiatrowych.
Mamy tu dwa ciekawe wątki: wrzucenie zielonych do wora z czerwonymi i karłami kapitalizmu oraz całkowite zlekceważenie ekologii (wiatrak ważniejszy niż chłodząca funkcja drzewostanu).
Ta walka o 'wspólną' przyszłość nabiera prędkości. Bądź co bądź wycina się własność narodową.